środa, 22 sierpnia 2018

Afryka? Australia? Austria!

C.d. opisu, gdzie cz. 1 to ➜ klik,  a cz. 2 to ➜ klik.

Trzeci dzień zwiedzania miasta rozpoczął się niezwykle zaskakująco. Myszu zupełnie nie spodziała się, że trafi na jakikolwiek koci wątek. Przecież w ciągu poprzednich dni zupełnie nic nie trafiło się w tym temacie. 😉

Podeszła na przystanek autobusowy, spojrzała na oznaczenie linii nocnej i... zakochała się w tych oczach. 😍


Ponieważ dzisiejszy dzień to środa, więc Myszu miała w głowie jeden cel: muzeum komunikacji!!! Przy kasie znajdował się ten sam, przesympatyczny Pan, u którego wczoraj zakupiono jej kolczyki. Jakże się ucieszyła, że dzisiaj mógł sprzedać jej bilet wstępu. 😁

Dobrze nie weszła do hali z zabytkowymi pojazdami i już zaczęła marudzić: "Zróbcie mi zdjęcie! Proszę!".😃


No, a potem się zaczęło. Okazało się, że w muzeum było sporo interaktywnych elementów ekspozycji, więc Myszu próbowała wszystko włączyć, wcisnąć, przekręcić, pociągnąć. Nie zawsze dawała radę, bo jej łapki były zbyt krótkie i była za lekka, ale nie poddawała się.




I nagle zobaczyła jego. Czerwony z białym dachem. Czarne nadkola. Chromy. Nie szło przejść obojętnie. Usiadła na przednim zderzaku i krzyknęła: "Zdjęcie poproszę". No, to włala:



Przeszła kilka metrów i... zamarła w miejscu. Oczka się jej zaświeciły. "Prawdziwe metro!!! Można wejść do środka!!!". Ledwo żeśmy za nią nadążyli. Weszliśmy do wagonu, a ona już siedziała w kabinie maszynisty i majstrowała coś przy dźwigniach.


"Mogę przełączyć? Mogę? Moooogęę?". 😃


Później zapozowała na tle popularnych naklejek widniejących w wiedeńskim metrze. Stały się na tyle "cool'towe", że można było ich wizerunek zakupić w sklepie z pamiątkami. 😉


Wystawa podzielona była na części, które zostały ponumerowane. Oznakowanie poszczególnych etapów ekspozycji przypadło Myszu do gustu. Szczególnie, gdy zobaczyła kostkę ze swoją ulubioną liczbą. ;)


Następnie zapoznała się z prezentacją dotyczącą historii komunikacji na świecie.



Po zwiedzeniu muzeum, udała się na obiad. Nieopodal muzeum znajdowała się restauracja. Wczoraj tak zasmakował jej sznycel, że dzisiaj nie chciała niczego innego! Gdy tylko kelner postawił przed nią talerz, zaczęła się zastanawiać, że znajomy jej jest ten kształt. Trochę przypominał Afrykę, nieco Australię, ale gdyby tak połączyć Austrię i Czechy, trochę przekręcić i obrócić o 90 stopni, to... klik. 😉


Z pełnym brzuszkiem mogła udać się na dalsze poznawanie uroków stolicy. Wiadomo, że jako dzieciak, koniecznie chciała zobaczyć słynne diabelskie koło ➜ klik.



Sporą atrakcją dla małej okazało się to, że obok znajdował się park rozrywki, a w nim: karuzele, domy strachu, "samochodziki", strzelnice, górskie kolejki... Gdy jednak Myszu podeszła tutaj:


... tematyka wydała się jej szczególnie znajoma ➜ klik.

"Ale ja nie chcę znów walczyć?". 😢


"To tym razem może sobie jednak grzecznie odejdę".


"O nie! Tutaj rodzą się następne!". 😟


Zabraliśmy ją dalej, aby odwrócić jej uwagę. Nie odważyła się jednak skorzystać z atrakcji tutejszego lunaparku. Wszak, miała pełny brzuszek... 😉


Przy wieczornym spacerze mała przypomniała sobie o czymś i zaczęła się zastanawiać nad jednym tematem.

"Na dole go nie ma...".


" Na górze też go nie widzę...".


"Gdzie jest mój sernik?!".



C.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz